Przychodzi taki moment – zazwyczaj wiosną, ale czasem zupełnie bez ostrzeżenia – kiedy nachodzi cię nieodparta potrzeba... sprzątania. Nagle widzisz kurz tam, gdzie wcześniej go nie było, firanki wydają się podejrzanie szare, a szuflady dosłownie krzyczą: „zrób z nami porządek!”. Ale zanim rzucisz się z mopem w jednej ręce i z wyrzutami sumienia w drugiej, mam dla ciebie pytanie: czy to na pewno o okna chodzi?
Bo być może prawdziwy bałagan czai się nie za kanapą, tylko... w twojej głowie.
Sprzątanie ma swoje zalety. Daje poczucie kontroli, ukojenie, a czasem nawet złudzenie, że wszystko jest pod kontrolą. Ale bywa też ucieczką. Ile razy zdarzyło ci się z zapałem szorować podłogi tylko po to, by nie myśleć o czymś trudnym? Albo układać książki alfabetycznie, żeby nie układać myśli?
Prawda jest taka, że wiele z nas żyje w perfekcyjnie posprzątanych mieszkaniach, ale z potężnym bałaganem emocjonalnym. I choć nie widać go tak łatwo jak kurzu na meblach, to czuć go w zmęczeniu, rozdrażnieniu, wypaleniu i tym, że jakoś wszystko jest "nie tak".
Weź kartkę. Albo notes, jeśli lubisz ładne rzeczy. I zapisz: „Co dziś najbardziej mnie przytłacza?” Nie musisz tego pokazywać nikomu. To twoja lista nie-do-sprzątania. Na początek. Zajrzyj tam, gdzie najczęściej odkładasz emocje „na później”.
Pomyśl, czy czasem nie tkwisz w przekonaniach, które są jak stare meble – niepraktyczne, niewygodne, ale żal wyrzucić. Albo czy nie trzymasz w sobie słów, które ktoś ci kiedyś powiedział, a które wciąż ranią – jak zdjęcie ex schowane w pudełku, „bo szkoda wyrzucić”.
No dobrze – teraz grubszy kaliber. Bo jeśli już robimy wiosenne porządki, to nie możemy udawać, że wszystko w relacjach jest jak nowe. Niektóre znajomości są jak te nieużywane naczynia – zajmują miejsce, zbierają kurz i przypominają o czymś, czego już nie potrzebujesz.
Nie chodzi o brutalne cięcie, tylko o świadomą selekcję. Kto cię wspiera? Kto rozumie, a kto tylko dzwoni, gdy coś chce? Kto po rozmowie zostawia cię z ciepłem w sercu, a kto z bólem głowy i pytaniem: "dlaczego ja się wciąż na to zgadzam?"
Masz pełne prawo robić porządek także w relacjach. Czasem najzdrowszym gestem wobec siebie jest... zamknięcie drzwi. Z czułością. Ale bez żalu.
Znasz to pudełko? To jedno, które trzymasz głęboko w szafie, a w środku zdjęcia, listy, bilety z koncertów sprzed dziesięciu lat. Czasem wystarczy jedno spojrzenie i... wraca ból, żal, wstyd, smutek.
Niektóre pamiątki są jak ciężary emocjonalne – niby sentymentalne, ale w rzeczywistości trzymają cię w miejscu. Zrób sobie rytuał. Przejrzyj je. Podziękuj. I zdecyduj: co naprawdę chcesz zatrzymać, a co tylko udaje ważne, bo boisz się puścić?
Co ciekawe – gdy robisz porządek wewnątrz, świat zewnętrzny nagle zaczyna układać się sam.
Nie dlatego, że coś magicznego się wydarzyło (choć... kto wie?), ale dlatego, że twoje wnętrze przestaje emitować chaos. Wtedy zauważasz: że dom jest całkiem przytulny. Że nie potrzebujesz więcej, tylko mniej – ale z sensem. Że mycie okien jest fajne, ale patrzenie przez nie z lekkością w sercu – jeszcze lepsze.
Więc zanim po raz kolejny złapiesz za mop – zatrzymaj się. Zrób porządek w sobie. W znajomościach, w wspomnieniach, w oczekiwaniach. W pułapkach przeszłości i presji przyszłości.
Bo najpiękniejszy dom to taki, w którym ty sama czujesz się dobrze.