Niektórzy świętują go z dziećmi, kupując lody i balony.
Niektórzy patrzą z boku – z czułością albo zmęczeniem.
A niektórzy… zapomnieli, że to święto także ich dotyczy.
A przecież w każdym z nas mieszka dziecko.
Nie to bajkowe. Nie to zawsze uśmiechnięte i grzeczne.
Ale to prawdziwe – czujące z całej mocy, chłonące wszystko, nie umiejące jeszcze się bronić.
To dziecko, które wciąż gdzieś tam jest – i które nadal czeka, aż je zobaczysz.
– chciało być przyjęte, nawet kiedy płakało,
– potrzebowało czułości, a nie tylko pochwał,
– bało się odrzucenia, nawet jeśli nie umiało tego nazwać.
Zamiast tego często słyszało:
„Nie przesadzaj.”
„Nie wypada.”
„Uśmiechnij się, przecież nic się nie stało.”
I tak zaczęło się odklejanie.
Zamiast pytać – zaczęłaś zgadywać, czego inni od Ciebie chcą.
Zamiast czuć – zaczęłaś dostosowywać się do tego, co wypada.
Zamiast być sobą – zaczęłaś grać rolę.
Żeby przetrwać. Żeby zasłużyć. Żeby nie być zostawiona.
To małe, kruche dziecko.
Czasem zlęknione.
Czasem kipiące radością, której już nie wypuszczasz na głos.
Czasem tęskniące do czegoś, czego nawet nie umiesz nazwać.
To dziecko nadal czeka.
Czeka, aż je przytulisz.
Czeka, aż przestaniesz wymagać, by było silne.
Czeka, aż powiesz:
„Już możesz być sobą. Już nie musisz walczyć. Już Cię nie zostawię.”
On trwa.
I każdego roku. więcej każdego dnia, w każdej chwili możesz zdecydować:
czy znowu je ominiesz, czy… wreszcie staniesz po swojej stronie.
Bo każde zranienie, które dziś nosisz – zaczęło się w tamtym ciele.
W tamtym sercu. W tamtym spojrzeniu dziecka, które chciało tylko być kochane.
A każde uzdrowienie zaczyna się od spotkania z nim na nowo.
Nie jako zadanie do wykonania.
Nie jako kolejny etap rozwoju osobistego.
Ale jako powrót do siebie.
Może dziś możesz:
– powiedzieć do siebie to, czego tak bardzo kiedyś brakowało,
– usiąść w ciszy i dać sobie zgodę na nieudolność, bez spiny,
– pozwolić sobie na chwilę beztroski – bez planu, bez celu, bez kontroli,
– zatańczyć w kuchni, zjeść coś bez powodu,
– albo po prostu powiedzieć: „Widzę Cię. Już jesteś bezpieczna.”
To nie jest dziecinne.
To nie cofanie się w rozwoju.
To… najgłębszy akt dojrzałości.
Bo dojrzałość nie polega na tym, że jesteś „ogarnięta”.
Dojrzałość to przestrzeń, w której każda część Ciebie – również ta mała – może być sobą, bez lęku.
W ten dzień – symboliczny, ale jakże prawdziwy – życzę Ci:
odwagi, by znów ufać, mimo że kiedyś zabrakło,
przestrzeni, by znów marzyć, nie bojąc się śmieszności,
miłości, która nie stawia warunków, nie ocenia, nie ucieka, gdy pojawiają się łzy.
Bo to dziecko w Tobie nie chce być grzeczne.
Nie chce się już nikomu przypodobać.
Nie chce tłumaczyć się z emocji.
Chce być… kochane.
I właśnie dziś możesz mu to dać.
Z czułością. Bez pośpiechu.
Z całą miłością, na jaką zasługuje.